Dlaczego burmistrz Dębicy nie zasługuje na... obniżkę pensji? To pytanie do radnych Prawa i Sprawiedliwości w Dębicy

Czytaj dalej
Andrzej Plęs

Dlaczego burmistrz Dębicy nie zasługuje na... obniżkę pensji? To pytanie do radnych Prawa i Sprawiedliwości w Dębicy

Andrzej Plęs

Burmistrz Dębicy Mariusz Szewczyk poprosił radę miasta o obniżenie mu pensji. Zaprotestowała większość radnych, należących do Prawa i Sprawiedliwości, którzy konsekwentnie zwalczają szefa miasta. Bo to chwyt populistyczny - uznali. Obniżenia poborów domagali się natomiast zwolennicy. Zjawisko z pozoru niewytłumaczalne, ale „drugie dno” wyjaśnia wszystko.

W przyszłorocznym budżecie Dębicy może pojawić się wielka, czarna dziura. Deficyt szacuje się na 7 mln zł tylko na wydatkach na oświatę. Zdaniem niektórych dębickich radnych, to najgorszy budżet od kilkunastu lat: ekonomiczny efekt covidowy, radykalny spadek dochodów. Nadto w Dębicy nie podnosi się podatków od 2013 roku, nawet o stopień inflacji. A wydatki rosną, choćby przez podnoszenie pensji nauczycielskich.

Żeby nieco ulżyć wydatkom miasta, Mariusz Szewczyk zdobył się na krok niezwykły, bo radzie miasta przedstawił projekt uchwały, która uszczuplała jego miesięczne pobory o prawie 700 zł. Wprawdzie 8,4 tys. zł rocznie dziury budżetowej nie zasypie, ale taki gest można by uznać za przejaw solidarności z tymi mieszkańcami i instytucjami miejskimi, które w przyszłym roku będą musiały mocno oszczędzać.

CZYTAJ TAKŻE: Mariusz Szewczyk, burmistrz Dębicy, chciał obniżyć sobie pensję. Radni PiS się nie zgodzili: To populizm

Szewczyk nie był pierwszy: w kwietniu o obniżenie poborów o 400 zł wnioskował burmistrz Cieszanowa Zdzisław Nadworny. Tu także koronawirus spustoszył kasę samorządu, mocno uszczuplił przychody z lokalnych podatków, zakłady pracy zamykano, inne mocno ograniczały zatrudnienie i obniżały pracownikom pobory, więc gest burmistrza był także wyrazem solidarności z mieszkańcami, których epidemia dotknęła ekonomicznie. Z końcem kwietnia cieszanowscy radni przegłosowali obniżkę burmistrzowych poborów, na trzy miesiące tylko, ale jednak. Z 9850 zł brutto (bez premii i nagród jubileuszowych) do 9450 zł.

A potem nastąpiło coś, co być może wyjaśnia zachowania radnych PiS, pół roku później, w Dębicy. Bo w Cieszanowie burmistrz dał przykład, wkrótce potem zmniejszone zostały także wynagrodzenia pracownikom w jednostkach samorządowych, na co sami wyrazili zgodę na zasadzie porozumienia stron. Jeśli nawet nie było zachwytu ze strony „obniżonych”, to sprzeciw zostałby uznany społecznie za naganny etycznie.

Dał nam przykład...

…burmistrz Szewczyk, jak oszczędzać mamy. A przynajmniej chciał dać. Na sesji rady miejskiej Dębicy, przed kilkoma dniami, nie mógł się pojawić, bo wciąż obejmował go okres zwolnienia lekarskiego. Ale wcześniej złożył projekt uchwały o obniżenie poborów.

Krążą słuchy, że to nie była wyłączna inicjatywa burmistrza, że został do niej (choć bez oporu) nakłoniony. Gdyby operacja się udała, w ślad za obniżką jego poborów poszłyby obniżki pensji wiceburmistrzów i skarbnika w ratuszu. Na tym mogło się nie skończyć.

Nawet najgorliwsi zwolennicy burmistrza Szewczyka wytykali mu, że prezesi spółek miejskich zarabiają za dużo. Prawie każdy z nich więcej niż burmistrz.

Z oświadczeń majątkowych wynika, że on zarobił w 2019 r. niewiele ponad 151 tys. zł, podczas kiedy prezes Wodociągów Dębickich prawie 166 tys. zł, prezes Administracji Domów Mieszkalnych prawie 154 tys. zł, prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej ponad 210 tys. zł.

Wysokość zarobków w miejskich spółkach od lat była powodem gniewnych pomruków mieszkańców miasta. W roku pandemicznego, chudego roku - tym głośniejszych.

Jak już niższa będzie pensja burmistrza, potem wiceburmistrzów i skarbnika, to kolej mogła przyjść na szefów niektórych wydziałów urzędu miejskiego. Ze szczególnym uwzględnieniem tych, którzy otrzymują ”kominowe” pobory.

- Wielokrotnie słyszałam z ust koleżanek i kolegów z oświaty: dlaczego nie zaczniecie oszczędności od urzędu miejskiego i spółek miejskich - potwierdza radna Renata Barszcz, pedagog w jednej z dębickich szkół. - Toteż burmistrz zaczął od siebie, konsekwencją miały być kolejne działania wobec tych pensji, które są nieproporcjonalnie wysokie w odniesieniu do dochodów miasta. Owszem, urzędnicy powinni dobrze zarabiać, ale w granicach realiów.

CZYTAJ TEŻ: Sprawdziliśmy ile zarabiają i co posiadają prezydenci miast na Podkarpaciu [LISTA]

Przed ostatnią sesją burmistrz spotkał się więc z sympatyzującymi z nim radnymi, poinformował o swojej decyzji.

- Początkowo PiS chciał zdjąć z porządku obrad ten projekt uchwały, my deklarowaliśmy, że będziemy temu przeciwni - opowiada radna Barszcz. - Okazało się jednak, że radni PiS tego punktu nie zdjęli, chcieli go poddać pod głosowanie, ale bez poprzedzającej je dyskusji, bo - jak argumentowali - o pieniądzach publicznie się nie rozmawia. Szczególnie pod nieobecność wnioskodawcy. Uznałam, że to jednak dobrze nie wybrzmi, przecież mieszkańcy nas krytykują, szczególnie jeśli chodzi o zarobki w spółkach.

Toteż dyskusja jednak nastąpiła. I to taka, jakiej nikt tu się nie spodziewał.

Bo to populizm jest

To radna zainicjowała dyskusję. Koniecznie chciała przedstawić mieszkańcom Dębicy, że przyszłoroczne oszczędności wydatków miasta dotkną nie tylko oświaty, że także ratusz planuje oszczędzać na swoich wydatkach.

Radni PiS albo dali się sprowokować, albo uznali, że skoro dyskusji uniknąć się nie da, to muszą dać wyraz swojemu stanowisku. Niewielu spodziewało się, że zupełnie zmienią front i... nie pozwolą obniżyć poborów burmistrza.

To było tym bardziej zaskakujące, że nie przepuszczą okazji, by włodarza miasta krytykować. W 2019 r. rada miasta udzieliła Szewczykowi absolutorium, ale nie dała mu wotum zaufania. W sierpniu br. nie otrzymał ani absolutorium ani wotum.

W dębickiej radzie miasta przewagę jednego głosu nad opozycją mają radni Prawa i Sprawiedliwości, więc to do nich należy ostatnie słowo. Mariuszowi Szewczykowi nie mogą zapomnieć, że w ostatnich wyborach samorządowych pokonał ich kandydata Mateusza Kutrzebę, dziś wiceprzewodniczącego rady miasta. No i że wywodzi się z Platformy Obywatelskiej, z której wprawdzie został wyrzucony w 2014 roku, bo zdecydował się zostać burmistrzem Dębicy, startując z własnego komitetu wyborczego, ale jednak w niej był.

Większościowy klub radnych nie szczędzi burmistrzowi krytyki z powodu i bez powodu, dlatego tak bardzo zaskakująca była ich obrona burmistrzowej pensji.

- Nie wygłupiajmy się - protestował radny Andrzej Bal. - Jakie to są oszczędności dla miasta? Burmistrz chodzi do pracy, ma zarabiać i dbać o interesy miasta. Są inne instrumenty, gdzie można zaoszczędzić. Nie wywołujmy dyskusji, że pan burmistrz jest wspaniały i chce zaoszczędzić 700 złotych. Nie róbmy kampanii.

Po czym dodał, że burmistrzowi są te pieniądze potrzebne, żeby mógł pojechać do Warszawy i tam załatwić pieniądze dla Dębicy.

- A jak mu pani zabierze, to on nie będzie miał nawet na paliwo - kpił z radnej Barszcz.

Nie dodał za to, że rząd, do którego Szewczyk miałby jeździć po pieniądze dla miasta, jest z zupełnie innej bajki politycznej niż burmistrz i hektolitry paliwa pewnie nic by nie pomogły.

Po „nie róbmy kampanii” Andrzeja Bala przekaz wzmocnił wiceprzewodniczący rady Mateusz Kutrzeba.

- Uchwała obniżki pensji nie jest niczym innym jak tanim populizmem - powiedział bez ogródek. - Być może burmistrz chce sobie tą uchwałą otworzyć furtkę do tego, żeby zaraz wziąć się za obniżanie pensji w urzędzie, w jednostkach miejskich.

I tu mimochodem pojawia się „drugie dno”, tłumaczące opór radnych PiS wobec obniżenia poborów nielubianemu i niecenionemu przez nich burmistrzowi. Może się stać to, co w Cieszanowie: najpierw burmistrz, potem reszta. Tajemnicą poliszynela jest, że także wśród wysokiego szczebla urzędników ratusza nie brakuje sympatyków Prawa i Sprawiedliwości, także w spółkach miejskich.

Radna Barszcz ma taką koncepcję: opór PiS przeciwko wnioskowi burmistrza, to nie była obrona jego poborów. To była obrona dochodów tych urzędników. A może także przewodniczących rady miasta, bo komentujące wydarzenia z sesji internauci poczęli się domagać, by i radni zrezygnowali na jakiś czas przynajmniej części swoich diet. A odmówić byłoby trudno, bo szykował się efekt domina: także zastępca burmistrza Maciej Małozięć podczas tej samej sesji zapowiedział, że i on złoży wniosek o obniżenie mu poborów.

CZYTAJ TEŻ: W tych powiatach na Podkarpaciu zarabia się najwięcej [RANKING]

Troskę o stabilność dochodów aparatu urzędniczego w mieście wyraził też przewodniczący rady Mateusz Cebula.

- My, jako radni klubu PiS, nie możemy dać panu burmistrzowi podkładki do tego, żeby takie działania sobie przeprowadził i mówił: patrzcie, odjąłem sobie, radni mi odjęli, więc i wy sobie też odejmijcie, bo miasto jest w złej sytuacji finansowej - tłumaczył stanowisko radnych klubu. - Jeśli za tym idzie dalszy plan, to ja chciałbym go w tej chwili poznać.

Wiceburmistrz Jerzy Sieradzki uspokajał go, że takich planów „w tym momencie nie ma”. Tylko że „w tym momencie” zabrzmiało nieco złowieszczo. On sam, w przeciwieństwie do wiceburmistrza Małozięcia, nie zadeklarował publicznie, że też chce mieć niższe pobory. A w Dębicy szepcze się, że jego wuj i radny PiS w jednej osobie, pracuje w jednej z miejskich spółek „po dobrych pieniądzach”. Jego fala obniżek pensji też mogłaby sięgnąć.

CZYTAJ TEŻ: Podkarpacie z niższą płacą minimalną niż inne województwa? Jest taki pomysł

Gdyby nie dyskusja radnych, burmistrz Szewczyk już miałby obniżone pobory. Wbrew własnej woli obroniła je ta sama grupa radnych, która na co dzień nie szczędzi mu krytyki.

- Radni PiS poszliby na obniżkę pensji burmistrza, ale „po cichu” i bez dyskusji na forum publicznym - tłumaczy radna Barszcz. - Powstrzymali się z dwóch powodów: po pierwsze dlatego, że nie chcieli ochronić pobory „swoich”, a po drugie - nie chcieli dopuścić do tego, by przeforsowany został pomysł, który mógłby burmistrzowi przysporzyć sympatii mieszkańców.

Wiceprzewodniczący rady Mateusz Kutrzeba zupełnie oficjalnie przedstawił trzeci powód: niebawem nastąpi połowa kadencji burmistrza, to może być okazja, żeby ocenić, czy włodarz miasta zasługuje na swoje pobory.

- I może wtedy przyjdzie okazja, żeby obniżyć wynagrodzenie, ale nie o 2 procent, czy 3, ale o 40 procent - zapowiedział.

I dlatego jak burmistrz sam sobie obniża, to źle i populizm, a jak „my mu obniżymy”, to dobrze. I sprawiedliwie.

Andrzej Plęs

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.