Czy to jest sztuka, czy to jest kochanie [zdjęcia, wideo]

Czytaj dalej
Fot. Filip Kowalkowski
Anna Stasiewicz

Czy to jest sztuka, czy to jest kochanie [zdjęcia, wideo]

Anna Stasiewicz

Czytaliście z wypiekami na twarzy „Sztukę kochania” Michaliny Wisłockiej? To koniecznie zobaczcie film. O miłości, seksie, pożądaniu, ale i o trudnych życiowych wyborach.

Dziś, przy odrobinie szczęścia i talentu, wydać książkę, to nie jest zdobycie Mount Everestu. Szczególnie młodszych może więc zdziwić, jaką batalię musiała stoczyć Michalina Wisłocka, by wydać, dla dziś wielu kultową, „Sztukę kochania”.

Po latach wiemy, jaki książka odniosła wielki sukces. 7 milionów egzemplarzy! To nakład, o którym większość autorów może tylko pomarzyć. - Przecież to nie jest Nowy Jork. Pani myśli, że to ktoś to będzie czytał - mówi w filmie jeden z dziennikarzy do Wisłockiej. Czas pokazał, jak bardzo się mylił.

Film „Sztuka kochania” o walce o wydanie książki również opowiada. Jednak to przede wszystkim historia niezwykłej kobiety, o której jej własna córka mówiła, że Michalina Wisłocka potrafiła kochać, ale nie potrafiła żyć. Bo jej życie i bez „Sztuki kochania” to był gotowy scenariusz na film. Najpierw małżeństwo ze Stachem (w tej roli Piotr Adamczyk), później życie w trójkącie z mężem i przyjaciółką Wandą i związana z dziećmi skrupulatnie skrywana tajemnica.

Akcja filmu rozpoczyna się w 1939 roku (Wisłocka miała wtedy 18 lat), kończy w 1976 roku, kiedy „Sztuka kochania” ujrzała w końcu światła dzienne. Powszechnie wiadomo, że książki nie byłoby bez tajemniczego Jurka (w filmie zagrał go Eryk Lubos). To miłosne uniesienia, których Wisłocka doznała w Lubniewicach, stały się dla niej inspiracją. Sama Wisłocka mówi zresztą w filmie: - Ślepy o kolorach nie napisze.

Magdalena Boczarska pytana na bydgoskiej premierze (odbyła się w minioną środę w kinie Helios), o najtrudniejsze sceny w filmie, odpowiada, że wcale nie była to nagość czy sceny miłosne - a tych jest naprawdę sporo, chociaż zostały pokazane z niezwykłym smakiem. Duża w tym zasługa zdjęć Michała Sobocińskiego.

- Najtrudniej było mi zagrać Wisłocką już w późniejszym wieku. Starszy człowiek przecież inaczej się rusza, ma inny tembr głosu - mówi Boczarska. - Wiele dowiedziałam się o mojej bohaterce od jej córki Krystyny Bielewicz czy od jej ucznia prof. Zbigniewa Izdebskiego.



Aktorka przyznaje, że wcale nie było jej łatwiej grać młodą Miśkę - tak przedstawiała się Michalina Wisłocka. Wszyscy pamiętamy ją już jako panią w mocno średnim wieku, z charakterystyczną chustką na głowie (utrzymywała, że cierpi na krioalergię, czyli nadwrażliwość na zmiany temperatury - Magdalena Boczarska, zapytana przez widza o ten szczegół w stylizacji, nie chciała zdradzić tajemnicy swojej postaci), a może chodziło po prostu o łatwość w utrzymaniu fryzury.

Piotr Woźniak-Starak, producent wykonawczy filmu, przyznał, że pierwsza o Wisłockiej zaczęła czytać jego żona, Agnieszka. - Najpierw biografię Violetty Oziminkowski „Michalina. Sztuka kochania gorszycielki”, później już samą „Sztukę kochania”. Przy okazji czytała mi fragmenty. I tak narodził się pomysł na film.

Ona: - Mam 45 lat i starszą o 9 lat siostrę. Chowała „Sztukę kochania”przede mną, ale i tak ją znalazłam. Zakładałam na nią okładkę książki do języka polskiego i udawałam,że się pilnie uczę.

- Ten film jest o tym, że trzeba działać, a nie gadać - opowiadała bydgoskim widzom Maria Sadowska, reżyser filmu. Przyznała, że ponieważ jej rodzice są muzykami (jej mama zresztą pochodzi z Bydgoszczy), w domu o cielesności i seksie mówiło się z otwartością. „Sztuka kochania” też była.

- Ale rodzice jakoś szczególnie nie chowali jej przede mną. Po prostu leżała sobie na półce i w każdej chwili mogłam do niej zajrzeć - opowiadała, kiedy widzowie dzielili się swoimi doświadczeniami ze „Sztuką kochania”.

Sadowska przyznała, że książkę przeczytała dopiero, gdy dowiedziała się, że będzie reżyserować film o Wisłockiej. - I chociaż jestem w dziesięcioletnim związku, w „Sztuce kochania” znalazłam też coś dla siebie - śmiała się. - Mówiłam zresztą Piotrowi: zróbmy taki film, żeby ludzie po przyjściu do domu chcieli się pokochać. I mam nadzieję, że to się udało.



On: - „Sztukę kochania” podbierałem rodzicom, którzy trzymali ją schowaną w skarpetach, gdzieś w szafie. Oczywiście najbardziej interesowały mnie obrazki z pozycjami. Wtedy oczywiście zarzekałem się, że tego nie zrobię, ale słowa nie dotrzymałem (śmiech).

- Chcę pomóc zwykłym ludziom. Żeby się nie zdradzali - mówi w filmie Wisłocka do biskupa Józefa.

Jak podkreśla prof. Zbigniew Izdebski, czasy się zmieniają, ale nie zmienia się potrzeba bycia kochanym. - A o tym pisała Wisłocka. Zmienia się obyczajowość seksualna, zmienia się sposób poznawania ludzi, zmienia się sposób podtrzymywania relacji w związkach, ale wartość miłości niewątpliwie się nie zmienia. Myślę, że to, o czym Michalina Wisłocka pisała, jest absolutnie aktualne, jeśli chodzi o potrzebę dobrej relacji w związkach - dodaje profesor.

Twórcom zależało, by zrobić film współczesny. - W dzisiejszych czasach może już nie potrzebujemy tak wiele wiedzy merytorycznej; z każdej strony epatuje pornografia, ale zapomnieliśmy o tej drugiej stronie, psychologicznej - przyznaje reżyserka.

Wypowiedzi pochodzą z premierowego pokazu w kinie „Helios” w Bydgoszczy.

Anna Stasiewicz

W redakcji odpowiadam za lokalny samorząd i działania władz, chociaż z racji mojego wykształcenia, w kręgu zainteresowań jest również historia oraz polityka samorządowa.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.