Była niesłusznie więziona

Czytaj dalej
Fot. Piotr Jędzura
Piotr Jędzura

Była niesłusznie więziona

Piotr Jędzura

- Zamknęli mnie w więzieniu za nic. Za kratami spędziłam rok – mówi Jadwiga Smólska. Była więziona w 1960 r. za tzw. zamieszki zielonogórskie. Teraz dostała 70 tys. zł odszkodowania.

Był 30 maja 1960 r. Tłum zebrał się wokół Domu Katolickiego w Zielonej Górze. Komunistyczne władze eksmitowały parafię św. Jadwigi. Na tym tle rozpoczęły się największe od czasów zakończenia wojny zamieszki uliczne w mieście. Kilkutysięczny tłum w obronie Domu Katolickiego starł się z milicją oraz oddziałami ZOMO ściągniętymi na pomoc z Poznania i Gorzowa. To była bitwa. W stronę demonstrantów puszczono gaz łzawiący. Milicja użyła pałek. Pacyfikujących tłum milicjantów obrzucano kostką brukową.

- Wracałam do domu w Czerwieńsku, na chwilę przystanęłam z boku zobaczyć, co się dzieje i potem poszłam na dworzec – wspomina ten dzień Jadwiga Smólska, lat 75. Widziała tłum ludzi. – Tam coś się działo, ale nie wiedziałam co. Nie brałam udziału w zamieszkach. Byłam młodą dziewczyna, miałam wtedy 19 lat – opowiada schorowana dziś kobieta. Pani Jadwiga poszła na dworzec i pojechała do domu w Czerwieńsku.

Po kilku dniach do domu przyszło wezwanie do stawienie się w komendzie milicji. Surowy wtedy budynek przy ul. Partyzantów wywarł na niej okropne wrażenie. – Pani milicjantka powiedziała mi, że brałam udział w zamieszkach – mówi J. Smólska. Potem szybko odbył się pokazowy proces peerelowskiego sądu.

Była więziona w 1960 r. za tzw. zamieszki zielonogórskie
Piotr Jędzura Jadwiga Smólska ma 75 lat. - Wracałam do domu w Czerwieńsku, na chwilę przystanęłam z boku zobaczyć, co się dzieje i poszłam na dworzec – wspomina. - Nie brałam udziału w zamieszkach.

Sędzia pokazała kobiecie zdjęcia zniszczonego komisariatu przy ul. Kasprowicza. Uznała panią Jadwigę za chuligana. Winna, wyrok dwa lata więzienia. - Zostałam przewieziona do Nowej Soli. Zamknęli mnie w celi. Całymi nocami płakałam w poduszkę – wspomina pani Jadwiga. Za kratami lekko nie było. Kobiety musiały pracować. – Było bardzo ciężko, podczas pracy spadłam z wozu. Zostałam poważnie ranna – wspomina i pokazuje głębokie blizny na nogach.

Po wypadku przy sianokosach wyszła z więzienia. Podleczyła się i znowu musiała wrócić do celi. Tym razem została wywieziona do więzienia w Rawiczu. – Tam też trzeba było pracować. W wielkiej hali siedziało bardzo dużo kobiet. Robiłyśmy firanki – wspomina pani Jadwiga. Tęskniła za rodzicami. Czas za kratami biegł bardzo wolno. - Jestem osoba wrażliwą, to były okropne chwile, nigdy ich nie zapomnę – mówi ze smutkiem pani Jadwiga.
Została zwolniona po odbyciu kary. Wszystko trzeba było układać po nowemu. Na szczęście szybko wyszła za mąż. Mąż pomagał, jak tylko mógł.

Pani milicjantka powiedziała mi, że brałam udział w zamieszkach – mówi J. Smólska

Sprawą pani Jadwigi zajął się mecenas Hubert Szarata z Zielonej Góry. Batalia o sprawiedliwość trwała latami. – Najpierw trzeba było uchylić wyrok sądu skazujący panią Jadwigę. Zrobiliśmy to – opowiada mecenas Szarata. Uniewinnienie przez Sąd Najwyższy przyszło w 2013 r. Uznanie kobiety za bezpodstawnie skazaną otworzyło drogę do ubieganie się o odszkodowanie za czas spędzony w więzieniu. – Nie da się wycenić czasu rozłąki od rodziny i najbliższych. Nie da się również wycenić czasu spędzonego przez młodą kobietę za kratami więzienia – mówi mecenas Szarata. Państwo wyceniło to na ponad 70 tys. zł. Takie odszkodowanie przyznano pani Jadwidze za bezpodstawne skazanie i uwięzienie przez peerelowski sąd. Kwota była trudna do oszacowania. Po tylu latach ciężko było udokumentować utracone zarobki, właściwie przez zaczynającą pracę młodą kobietę.

- To jest sprawa bardzo ważna społecznie – ocenia dr Alfred Staszak, szef zielonogórskiej prokuratury okręgowej. Prokurator Staszak ustali, że w zamieszkach brało udział aż niemal 10 proc. mieszkańców miasta (wtedy w Zielonej Górze mieszkało ok. 54 tys. osób). – To był jedyny protest społeczny o podłożu religijnym, a nie ekonomicznym, dlatego jest on tak ważny społecznie – mówi prokurator Staszak.
Sprawa pani Jadwig to kolejna z kasacji wyroków za tzw. zamieszki zielonogórskie. To też obraz dotkliwych represji, jakie dotknęły wielu zielonogórzan w czasach PRL-u.

Kilka lat temu „GL” pisała o Tadeuszu Hardelu, który otrzymał 77 tys. zł odszkodowania. W 1960 r. za udział w tzw. Wydarzeniach Zielonogórskich został skazany na 16 miesięcy więzienia. Teraz wygrał w sądzie 77 tys. zł odszkodowania. Odsiedział dziewięć miesięcy. Jego sprawę prowadził też Hubert Szarata.

T. Hardel został oskarżony o to, że „działając z pobudek chuligańskich rzucał kamieniami do funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej”. Po prawie 50 latach w jego imieniu o sprawiedliwość upomniał się Rzecznik Praw Obywatelskich, który zażądał całkowitego uniewinnienia. Rzecznik złożył wniosek o kasację wyroku, w którym napisał, że skazanie T. Hardela było polityczną represją. Sąd Najwyższy uniewinnił zielonogórzanina. W uzasadnieniu wyroku można było przeczytać, że "Wydarzenia Zielonogórskie były społecznym oporem przeciwko brutalnej i bezprawnej ingerencji władz państwowych w sferę życia religijnego. Przypisane Tadeuszowi Hardelowi, tak jak i innym wówczas skazanym, działania z pobudek chuligańskich było oczywistym nadużyciem, kamuflującym rzeczywiste społeczne tło wydarzeń".

Sprawa T. Hardela była czwartą kasacją wyroku za Wydarzenia Zielonogórskie. Pierwszą sprawę prowadził znany zielonogórski adwokat Walerian Piotrowski, który miał kontakt z uczestnikami zdarzeń z 1960 r. - Tamta sprawa ciągnęła się latami (w tym wypadku trwało to zaledwie siedem miesięcy - red). Zainteresowanie uniewinnieniem i odszkodowaniami jest spore - mówił wtedy „GL” mecenas Piotrowski.

Autor: Piotr Jędzura

Wydarzenia Zielonogórskie 1960

Piotr Jędzura

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.