Andrzej Wyglenda, legenda rybniciego żużla: Często płakaliśmy z radości

Czytaj dalej
Aleksander Król

Andrzej Wyglenda, legenda rybniciego żużla: Często płakaliśmy z radości

Aleksander Król

Klub Sportowy ROW Rybnik 12-krotnie sięgnął po mistrzostwo Polski na żużlu, a pierwszy tytuł żużlowcy zdobyli w 1956 roku. O tamtych wspaniałych czasach przypominają nam zdjęcia Leona Majsiuka, “fotografa klubowego” i relacje zawodników złotej drużyny. Andrzej Wyglenda, legenda rybnickiego żużla, czterokrotny mistrz świata, mistrz Europy, 13-krotny mistrz Polski - w sporcie żużlowym w różnych konkurencjach wspomina dawne wspaniałe czasy rybnickiego żużla.

Śledził Pan poczynania na torze żużlowców ROW-u w tym roku?
Nie bardzo śledziłem, przestałem chodzić na stadion, bo jak byłem raz to zawodnik zginął. Co ciekawe byłem na meczu z Unią Tarnów, a nie widziałem wypadku Krystiana Rempały. Drugi raz poszedłem, to przegrali. Od tego czasu, jo godom, że im pecha przynoszę. Dlatego zawsze komuś daję mój bilet i mówię - idź, przynajmniej wygrają.

Mieszkanie za czytanie

Rybnik wciąż żyje Waszymi sukcesami sprzed dekad, gdy 12 razy ROW sięgnął po mistrzostwo Polski. Na zdjęciu Leona Majsiuka, fotografa z Rybnika z 1969 roku trzyma pan puchar, a na głowie ma legendarną czapkę... O co chodzi z tym nakryciem głowy?
[Śmiech] To czapka Kadyrowa. (red. Gabdrachman Fajzurachmanowicz Kadyrow, radziecki żużlowiec, który przez wiele lat należał do ścisłej czołówki radzieckich żużlowców). Była taka legenda, że Kadyrow odprowadzał na dworzec kolejowy naszych zawodników i oni mu zabrali tę czapkę i jako zdobycz przywieźli do Polski. Ale to tylko taka legenda. Chimek Maj razem z Florkiem Kapałą to wymyślili. Prawdopodobnie mija się to jednak z prawdą. Tak to wymyślili i tak to przez całe lata funkcjonowało. Ja Kadyrowa dobrze znałem. Mądry chłopak.

Myśmy się przyjaźnili. W Niemczech na eliminacjach do mistrzostw świata żeśmy się spotkali i zaraz mi podpadł. On przyszedł do stolika, chciał zamówić obiad i zaczął mówił perfekcyjnie po niemiecku. Ja się go pytam - skąd ty Grenadij, “kuda”? - skąd znasz niemiecki? A on mi na to, że w szkole się uczył. Na jakieś studia chodził. A tam był obowiązkowy niemiecki - trzeba było znać wroga język. [śmiech] Dużo żeśmy się spotykali, wesoło było. A na torze żeśmy walczyli.

Jak pan trafił do żużla?
Ojciec był zwariowany kibic i mnie od małego na żużel prowadził. Pierwszy raz siadłem na motor żużlowy, mając 18 lat. Wtedy trzeba było mieć prawo jazdy. Ale już wcześniej miałem motocykl SHL-ka. Ale nie ta czerwona, tylko czarno. Te co były wcześniej. Teleskopy z przodu były, a tył był sztywny. Od brata odkupiłem. To był 1958 rok chyba. Jeździłem na tym motocyklu do szkoły zawodowej i raz mnie dyrektor ochrzanił, i nie dopuścił. Musiałem przestać, bo jak przyjechałem do szkoły, to wszystkie klasy się zbiegły oglądać. Nie mnie, ale motocykl. Na torze jeszcze wtedy nie jeździłem. Motocykl był w centrum zainteresowania. Po ulicach się na nim nie ścigałem. Ale na tym motocyklu zrobiłem pierwsze okrążenia na torze żużlowym w Rybniku. Spotkał mnie wtedy Studnik, gospodarz. I mówi tak - synku na wiosnę organizują szkółkę żużlową, przyjdź. No i dałem się zapisać. To był październik 1958 rok. W 1959 się zgłosiłem. Takich jak ja było wielu. 87 nas było. Bardzo dużo. Trener Wieczorek z tych 87 wyciągnął tylko trzech - Antka Worynę, Waldka Motyczkę i Andrzeja Wyglendę.
Miał z czego wybierać. Trzech zostawił i w październiku my zrobili licencję.

Pamięta Pan swoje pierwsze starty?
Pierwszy raz jechałem w Lesznie, i zdobyłem tam tylko jeden punkt. A wcale nie dojechałem nawet do mety. Sędzia mi przyznał jeden punkt. Zawodnik się przede mną przewrócił i ja nie chciałem na niego najechać i położyłem motocykl przed metą na łuku. Za jazdę fer play mi sędzia przyznał ten punkt. Co jest dziś niemożliwością, bo jak nie dojedziesz do mety to nie masz punktu.

A te największe sukcesy? Płakał pan podnosząc ten puchar sfotografowany przez Majsiuka w 1969?
Często płakaliśmy z radości. Nie pamiętam swojego pierwszego zwycięstwa. W lidze jeździłem od 1960 roku. W 1962 roku świętowaliśmy mistrzostwo Polski. Koledzy wywalczyli już wcześniej ten tytuł, ale ja jeszcze nie jeździłem. ROW miał w sumie 12 tytułów mistrzowskich.

W latach 60, 70 wszyscy chodzili na żużel... Ile gardeł skandowało z trybun Wasze nazwiska?

Kibiców było zawsze około 30 - 40 tysięcy, ale trzeba zaznaczyć, że nie było innego sportu, nie było telewizji. W tamtych czasach cały Rybnik żył żużlem.

ARCHIWALNE ZDJĘCIA: LEON MAJSIUK

Aleksander Król

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.