Andrzej Białas: Żyję normalnie, a mój rak jest gdzieś obok mnie

Czytaj dalej
Fot. Archiwum prywatne
Magdalena Baranowska-Szczepańska

Andrzej Białas: Żyję normalnie, a mój rak jest gdzieś obok mnie

Magdalena Baranowska-Szczepańska

Mówi o sobie, że jest wojownikiem, bo od 11 lat walczy. I choć niektórzy powiedzieli, że wyczerpał już całą amunicję, to on wciąż szuka nowej broni. Po skalpelu, chemii, naświetlaniach i izotopie przyszła pora na jeden z najrzadszych leków na świecie. Armata nazywa się Actinium-225 i jest wymierzona wprost w raka.

Andrzej Białas, poznaniak, społecznik, był dyrektorem gabinetu prezydenta miasta Poznania, obecnie jest pełnomocnikiem prezydenta ds. społeczeństwa obywatelskiego. Ma 62 lata i od 11 lat zmaga się z rakiem prostaty. Od kilku miesięcy prowadzi zbiórkę na zagraniczne leczenie, bo polska służba zdrowia postawiła już na nim przysłowiowy krzyżyk. Zdaniem urzędników NFZ wyczerpał w kraju wszystkie możliwości terapeutyczne, a przerzuty do kości i węzłów chłonnych nie kwalifikują się do operacji.

– Nie wiem, ile mi jeszcze zostało. Nie zastanawiam się nad tym, tylko robię wszystko, by żyć

- mówi Andrzej Białas.

Tata był jak Lewandowski

Łagodne usposobienie i uśmiech to jego znaki rozpoznawcze. Nie można go chyba nie lubić. Wszystkich zaraża pozytywną energią, lubi dowcipkować. – Ja po prostu kocham ludzi i to chyba mam w genach po ojcu – mówi sam o sobie. - Kiedy szedłem z tatą Świętym Marcinem, to wszyscy go zaczepiali, witali się z nim, chcieli rozmawiać. A ojciec dla wszystkich miał czas i szacunek. Z każdym się przywitał, każdego pozdrowił, porozmawiał - wspomina i dodaje: – Jako dziecko, chłopiec byłem bardzo dumny z taty, który strzelał gole.

Edmund Białas był piłkarzem, zawodnikiem Lecha Poznań, reprezentantem Polski i trenerem piłkarskim. Słynął z niezwykle silnego uderzenia z obu nóg i znakomitej techniki strzału. Pół wieku temu był tak popularny jak dziś Robert Lewandowski. Jedna z trybun stadionu miejskiego w Poznaniu nosi imię Edmunda Białasa.

– Sława taty pomogła mi kiedyś w czasie egzaminu. Studiowałem na Politechnice Poznańskiej i jak wiadomo trzeba tam było zdać wszystkie egzaminy na pierwszym roku, bo jak się jakiś oblało, to się wylatywało z uczelni. Poszedłem na jeden z egzaminów dość średnio przygotowany i kiedy dałem profesorowi indeks, to ten spojrzał na nazwisko i zaczął się głośno zastanawiać „Białas, Białas, skąd ja to znam?”. Wtedy szybko podpowiedziałem, że jestem synem „tego Białasa”. Profesor zaczął wspominać ojca i jego piłkarskie osiągnięcia, potem płynnie przeszliśmy do odpowiedzi na trudne pytania i... wyszełem z egzaminu z „czwórką” - opowiada A. Białas.

Freddie miałby dziś szansę

Choroba zaczęła się dość niewinnie. Ponad 10 lat temu przy rutynowych badaniach krwi dodatkowo określono wskaźnik PSA (marker nowotworowy). Przekraczał normę. Zamiast 4 na wyniku pojawiło się 17. Lekarz zlecił więc biopsję i wtedy okazało się, że są komórki nowotworowe. Zaczęło się leczenie. Lekarze byli dobrej myśli, bo wszystko wydawało się być pod kontrolą.
- Przez te wszystkie lata bywały długie okresy, że było świetnie, ale pojawiały się też momenty, w których było źle. Szczególnie czas po operacjach oraz chemioterapii. Teraz jest bardzo źle, bo wskaźnik PSA wynosi 300, a przerzuty pojawiły się w kościach i węzłach chłonnych - mówi Andrzej Białas.

- Szans na całkowite wyleczenie nie ma, bo choroba jest zbyt zaawansowana. Ale mogę przedłużyć sobie życie. Nie wiem tylko o ile czy o trzy miesiące czy może o trzy lata? Medycyna wciąż idzie do przodu, pojawiają się nowe leki i myślę sobie, że przecież gdyby dziś Freddie Mercury żył i otrzymałby swoją diagnozę, to na pewno udałoby mu się z tego wyjść...

Poznań, Warszawa, Bydgoszcz, a teraz Niemcy. To ośrodki, w których Białas zna wszystkich specjalistów zajmujących się rakiem prostaty. W Zentralklinik Bad Berka w Centrum Medycyny Nuklearnej od października podawany jest leczeniu izotopem LU 177. Pod koniec kwietnia dostanie czwartą dawkę. Po pierwszych dwóch czuł się świetnie, a wyniki były optymistyczne, po trzeciej doszło do pogorszenia. Czy znów się polepszy? Trudno przewidzieć, bo każdy organizm reaguje inaczej. Teraz więc został już tylko izotop Actinium-225. To bardzo rzadki lek, który kosztuje krocie. Nikt normalny nie ma pieniędzy na to, by sfinansować z własnej kieszeni tak drogą terapię. Dlatego pojawiły się apel o zbiórkę.

– Było mi bardzo dziwnie prosić ludzi o pomoc, naprawdę opierałem się, bo jednak jestem osobą publiczną, mam dom i pracę, ale ostatecznie dałem się namówić. Do tej pory wsparło mnie ponad tysiąc osób i dlatego myślę, że naprawdę muszę być lubiany. Są wpłaty po 5 zł, 200 zł, ale są także i takie po 5 tysięcy złotych

- wymienia A. Białas. – Dzięki tej pomocy tych ludzi ja wciąż żyję. Mam tego świadomość i dlatego każdego dnia dziękuję każdej osobie, która mi pomogła.

Rak coś daje i odbiera

Na pierwszy rzut oka nikt nie powie, że Białas jest chory. Dobrze ubrany, wyprostowany z uśmiechem na twarzy pracuje, chodzi na zakupy, jest aktywny w mediach społecznościowych i spotyka się z przyjaciółmi. Od czasu do czasu gotuje i na portalu społecznościowym zamieszcza kulinarną relację. Inspirację czerpie z programów Jamiego Olivera, który z pięciu składników jest w stanie wyczarować coś wyjątkowego.

– Staram się żyć normalnie, tylko tyle, że mój rak jest obok mnie

- przekonuje. - Mam pewne ograniczenia, bo przerzuty na kości sprawiły, że nie mogę się schylać. Czasami pojawiają się bóle, bywają dni, że naprawdę jest trudno. Poza tym rak odebrał mi możliwość planowania zbyt odległej przyszłości. Jak moja żona mówi, że coś załatwimy później, gdy będę się lepiej czuł, to ja jej mówię, że nie mogę tego przewidzieć i dlatego trzeba to załatwić od razu.

W codziennym funkcjonowaniu zawsze może liczyć na żonę Gosię. Córka Alicja, która mieszka we Francji jest w ciągłym kontakcie z tatą. Te najbliższe kobiety od początku choroby wspierają go z całych sił. Ale są też inni: znajomi, przyjaciele, sąsiedzi, byli współpracownicy, a także pacjenci wielu ośrodków onkologicznych, których Białas poznał w ciągu tych wszystkich lat walki z chorobą. Oni nie tylko słowem, ale także rozmaitymi przysługami - pomagają w tej trudnej drodze z rakiem.

- Dobrą stroną tej choroby jest to, że dzięki niej poznałem mnóstwo fantastycznych osób, że wielu mężczyzn zdecydowało się na badania. Nie ma dnia, żebym nie odbierał telefonu od kilku osób z pytaniami na temat raka prostaty, metod leczenia.

Czasami jestem punktem informacyjnym, czasami psychologiem. Radzę, podpowiadam, wysłuchuję i sam ładuję swoje baterie. To wszystko daje mi siłę do tego, by się nie załamywać. By nie wpadać w depresję i nie zadawać sobie tego pytania: Dlaczego akurat ja? By po prostu żyć. Tak długo, jak tylko będę mógł. Bo przecież życie jest takie fajne i kolorowe. Prawda?

POMOC

Pomóc może każdy. Pieniądze na leczenie Andrzeja Białasa można wpłacać na konto: Fundacja Alivia, PL 24 2490 0005 0000 4600 5154 7831, z dopiskiem Andrzej Białas ID 110878.

Można też wpłacać poprzez stronę: https://skarbonka.alivia.org.pl/andrzej-bialas.

Magdalena Baranowska-Szczepańska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.