100 lat Baby! Kamilla Placko-Wozińska: W życiu w ogóle jest kabaret, nie tylko u mnie

Czytaj dalej
Leszek Waligóra

100 lat Baby! Kamilla Placko-Wozińska: W życiu w ogóle jest kabaret, nie tylko u mnie

Leszek Waligóra

Rozmowa z Kamillą Placko-Wozińską, autorką felietonów „Tydzień Baby” wydanych teraz w formie książki „Setka na jubileusz”.

Tremę mam… robię wywiad z Babą. To teraz się przyznaj: zmyślasz te historie?
Właśnie, że nie. To jest mój ból, że nie potrafię zmyślać. Próbowałam kiedyś napisać fikcyjną historię, mając nadzieję, że uda mi się zostać literatką, ale niestety nie. Nie udaje mi się.

Ale to znaczy, że masz kabaret w życiu?
W życiu w ogóle jest kabaret, nie tylko u mnie. Tylko często pośmiejemy się trzy minuty z zajścia i zapominamy. A te rzeczy dzieją się u wszystkich, różne, śmieszne zbiegi okoliczności, wpadki, gafy. Jestem już w tej chwili wyczulona na to, aby je zapamiętywać.

Twoja książka to zapis 25 lat gaf i wpadek. Znajomi nie mają pretensji, że regularnie wręcz występują w Twoich felietonach?
Większość znajomych, szczególnie moich przyjaciółek, nawet lubi w nich występować. Dużo mam od nich. Szczególnie w ostatnich latach dużo czerpałam z Magdy Baranowskiej-Szczepańskiej, bo miała dzieci w takim wieku, że dużo się tam działo. I z Ani Kot dużo, i z Wieśka. Bywało tak, że w redakcji przychodzili koledzy i mówili: mam dla Ciebie coś do baby. Jedną miałam sytuację, gdy koleżanka zgłosiła pretensje. To była prokuratorka, z którą chodziłam na ćwiczenia, poranne o 6 rano. Doszła do wniosku, że może ktoś ją rozpoznać, na przykład przestępcy. Przeprosiłam, aczkolwiek nie wydaje mi się, że można ją było rozpoznać.

Imion nie używasz, nazwisk też nie, ale stety lub niestety rozpoznać się można. Z mojej perspektywy powiem, że nie znaleźć się u Baby to jest dopiero obciach.
Większość znajomych na pewno była.

A jak to się stało, że od początku była Baba?
To był 1996 rok, pojechałam na miesiąc do Niemiec, z taką też misją, żeby kupić samochód. Szukałam stukniętego, bo na taki było nas stać. Jeździłam tam z koleżanką i jej mężem po placach, mnóstwo było takich placów, na których stały mniej lub bardziej stuknięte samochody. Na jednym z takich targowisk stało cinquecento, praktycznie ruina, ale miało gigantyczną w porównaniu z innymi cenę. Wszyscy się z tego śmiali, ale nagle właściciel pokazał na mnie i mówi, że ta baba to kupi – tak mi to przynajmniej koleżanka przetłumaczyła. Bardzo się zdziwiłam, dlaczego akurat ja miałabym to kupić, potem okazało się, że chodziło o cło, którego bym nie zapłaciła przywożąc ten samochód. Opowiedziałam to po powrocie Lidce Zakrzewskiej, która natychmiast poprosiła, żebym jej to napisała. Ja na to: Lidka, ale to żadna nowość, wszyscy wiedzą o takich placach. A Lidka: napisz tak, jak to gadasz. To napisałam. I tu już pojawiła się Baba. Tydzień później znów pojawiła się Lidka i mówi: napisz coś. Ale co mam napisać? Napisz coś, zawsze się coś dzieje…
I tak już zaczęłam Babę pisać co tydzień. Nigdy nie myślałam, że z tego coś większego będzie, więc wszystkie te odcinki szły w kosmos. Pisałam, publikowałam i wyrzucałam.

Nie wycinałaś? Nie masz stery wycinków w domu?
Nawet nie w komputerze.

Dobra, wiemy już skąd Baba. Dziad też istnieje.
Istnieje jak najbardziej, w styczniu będziemy mieli 40 rocznicę ślubu.

Już z więzienia można by wyjść. Nie obraża się o tego Dziada?
Czasami były z nim śmieszne sytuacje. Zdarzało się, że na imprezach ktoś podchodził i pytał: naprawdę tak powiedziałeś, naprawdę tak zrobiłeś? Jędrek na początku mówił: nie, nie, ona to wszystko wymyśla. Ale potem dodawał: ale powinna mi 20 procent honorarium dawać, bo skąd by to brała.

Jaka jest największa trudność w pisaniu Baby?
Zapamiętać z tygodnia to co się wydarzyło. Nie mam takiego odruchu, żeby to zapisywać, więc potem, kiedy następuje proces pisania sobie przypominam… I często bywa, że zapominam, ale coś innego wydarza się w to miejsce, a potem mi koleżanki i koledzy przypominają o czym jeszcze nie napisałam.

A zdarzyła się kiedyś Baba niewesoła?
Nie, choć to nie znaczy, że miałam 25 wesołych lat. Bywały momenty, gdy było bardzo ciężko, ale miałam świadomość, że muszę to napisać i muszę to napisać wesoło. Gdy ktoś był na przykład chory w rodzinie, myślałam, że jak zobaczy w gazecie, że nie napisałam, albo napisałam niewesoło, to jestem już tak strasznie zdołowana… Dlatego starałam się, żeby wszystkie odcinki były optymistyczne… Jak już masz coś obmyślone, to nawet jak jest do dupy, to siadasz, zaczynasz pisać i wprowadzasz się w inny świat. I to zawsze wychodzi.

Dorobiłaś się grona fanów. Czy oni się do Ciebie odzywają?
Czasami, nie powiem, żebym była celebrytką. Ale czasami się odzywają, opowiadają coś, co później wykorzystuję. Prawie wcale nie zdarzało mi się coś takiego jak hejt.

Wszyscy wiedzą kim jest Baba?
Dużo osób nie wiedziało, ale jak się zaczęły nasze zdjęcia w gazecie ukazywać, to rozpoznawali. Kiedyś to ta baba zepsuła mi reportaż. Jeszcze za czasów Gazety Poznańskiej pojechałam do Jarocina na spotkanie Klubu Anonimowych Obżartuchów, działającego na wzór klubów AA. Prowadził je lekarz, a panie, bo tylko one brały w nim udział, opowiadały o swoich głodówkowych sukcesach. Jedna z nich od początku się do mnie uśmiechała. W pewnym momencie powiedziała, że poznaje, że jestem tą „babą” z gazety. Uczestniczki się ucieszyły, oprócz jednej – dziewczyny która przyleciała z USA. Zaprotestowała, że Stanach udział prasy w takim spotkaniu byłby niemożliwy, skoro ma być anonimowe. Już chciałam wyjść, gdy jedna z kobiet stanęła w mojej obronie: Niech pani Kamilla zostanie prywatnie. Też przecież jest gruba.

Pytam, bo jestem ciekaw, czy ktoś Ci kiedyś opowiadał, co tam u Baby przeczytał? Widziałaś jak na tekst zareagował?
Z Babą to nie, ale jak jeszcze w Expressie Poznańskim spłynęło na mnie wielkie szczęście pisania o muzyce rockowej, widzę kiedyś w tramwaju, że młodzi ludzie czytają mój tekst. Widzę, że czytają, duma mnie rozpiera, zbliżam się i nagle słyszę jak jeden mówi: ta to musi być ale popier…

I tu powinniśmy zakończyć tę rozmowę, bo Baba też miała ograniczoną liczbę znaków na odcinek. To się chyba nie zmieniało?
Bardzo się zmieniało. Odczułam to dopiero, kiedy szukałam moich starych odcinków w archiwum. Bywały takie na 3 tysiące znaków i na 1600. Czasami trzeba się było jeszcze bardziej skracać.

I teraz moglibyśmy spędzić dwie godziny na opowiadaniu anegdotek… Ale te anegdotki są przecież w książce.
Dlatego zachęcam do jej czytania. I do oglądania, bo każdy z tekstów zdobi dowcipny rysunek Danki Paszkiewicz. Książka jest już dostępna w poznańskich księgarniach i w sklepie internetowym Oficyny 58.

---------------------------

Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?

Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus

Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.

Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.

Pozostało jeszcze 0% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Leszek Waligóra

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.