Nie ma powodów, by w Wielkopolsce płace wyraźnie wzrosły [ROZMOWA]

Czytaj dalej
Monika Kaczyńska

Nie ma powodów, by w Wielkopolsce płace wyraźnie wzrosły [ROZMOWA]

Monika Kaczyńska

Rozmowa z dr hab. Agnieszką Ziomek, kierownikiem Katedry Polityki Gospodarczej i Samorządowej Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu o sytuacji na wielkopolskim rynku pracy.

Wielkopolska ma najniższe bezrobocie w kraju, według danych Wojewódzkiego Urzędu Pracy w kwietniu jego stopa wyniosła zaledwie 4,6 proc. W Poznaniu i powiecie poznańskim bezrobotnych było zaledwie 2 proc. Pracodawcy narzekają na brak rąk do pracy, powszechnie mówi się o rynku pracownika, a jednak w Wielkopolsce specjalnego entuzjazmu nie widać, a i wzrost płac, który jakoby miały wymusić braki kadrowe, nie wydaje się spektakularny.

To prawda. W Wielkopolsce zarabiamy przeciętnie 300 zł mniej niż w innych częściach kraju. Dzieje się tak, mimo że od wielu lat jesteśmy w pierwszej trójce województw, jeśli chodzi o wydajność pracy i bezrobocie, które jest niskie. Mimo tego, co mówi się o rynku pracownika, w naszym regionie płace znacząco nie wzrosną.

Nie ma powodów, by w Wielkopolsce płace wyraźnie wzrosły [ROZMOWA]
Archiwum prywatne dr hab. Agnieszka Ziomek

Dlaczego? Czyżby wyższe pensje to nie był argument przyciągający wykwalifikowane kadry, których pracodawcy potrzebują?

Oczywiście, że jest to argument, ale pracodawcy w Wielkopolsce wcale nie muszą go używać. Wielkopolska poza tym, że jest województwem o najniższym bezrobociu w kraju, należy też do pierwszej trójki województw najchętniej wybieranych jako cel podróży przez imigrantów z Ukrainy. To, że są oni porównywalnie wykształceni, a także mają mniejsze wymagania, zarówno jeśli chodzi o zarobki, jak i często warunki pracy, siłą faktu presję płacową osłabia.

Do tego w Wielkopolsce od wielu lat panuje taka, a nie inna kultura wynagradzania - pracodawcy wiedzą, że tutaj można płacić mniej. Nie ma po temu racjonalnych argumentów, ale wielkopolski rynek pracy tak działa.

Do tej pory przybysze z Ukrainy uchodzili za tych, którzy wykonują prace, do których nikt inny się nie pali. Chce Pani powiedzieć, że doszliśmy do etapu, kiedy Ukraińcy zabierają pracę polskim pracownikom?

Jeszcze nie, choć w niektórych przypadkach mamy do czynienia ze zjawiskiem wypychania rodzimych kandydatów na rzecz tych pochodzących z Ukrainy. Trzeba natomiast mieć świadomość, że napływ chętnych do pracy z tego kierunku jest ogromny. W 2016 roku do Wielkopolski przybyło o 100 proc. więcej osób z Ukrainy niż rok wcześniej, wiele wskazuje na to, że w 2017 roku ten wzrost będzie jeszcze większy. Mamy więc do czynienia z ogromną rzeszą ludzi, którzy godzą się pracować za mniejsze pieniądze, niż te oczekiwane przez Polaków. Dziś rzesze zagranicznych pracowników stanowią załogi na przykład wielkich magazynów i firm produkcyjnych. Polskie zarobki, nawet te na poziomie płacy minimalnej lub niewiele powyżej, są w stosunku do ukraińskich bardzo atrakcyjne. Nic dziwnego więc, że przybywających do pracy jest sporo.

Pracodawcy chcą ich zatrudniać tylko dlatego, że są skłonni zgodzić się na niższą płacę?

To ważny argument, ale niejedyny, choć być może nawet nie najważniejszy. W debacie, w której ostatnio brałam udział w UEP, przedstawiciel Work Service wyliczył, że dla firmy produkcyjnej pracownik z Ukrainy jest nawet nieco droższy niż polski, choćby dlatego, że trzeba mu zapewnić zabezpieczenie socjalne do czasu, aż nie zarobi, firmy często też zapewniają im dach nad głową. Przeciętnie więc z zatrudnieniem Polaka wiążą się wydatki o około 300 zł niższe. Mimo to pracodawcy wolą Ukraińców. Nie buntują się, nie zakładają związków zawodowych i pracują, pracują, pracują... Z punktu widzenia firmy to sytuacja zdecydowanie idealna.

Mimo to różnice w zarobkach Polaków i pracowników z Ukrainy są spore.

Nie wszędzie. W samym Poznaniu i najbliższej okolicy - owszem. Jednak w miejscowościach położonych kilkadziesiąt kilometrów dalej, takich jak Leszno, Kalisz, Ostrów Wlkp., sytuacja jest już zgoła inna. Przeciętne zarobki ukraińskiego pracownika to 2200 zł, polskiego 2400 zł. Tam, jeśli pracodawca wybiera przybysza z Ukrainy, Polak może mieć poczucie, że imigrant zabrał mu pracę.

Mimo wszystko chodzi tu jednak o zajęcia wymagające stosunkowo niskich kwalifikacji.

Nie tylko. Wśród studentów i absolwentów przybysze z Ukrainy są konkurentami zarówno w staraniach o dorywczą pracę kelnera czy recepcjonistki hotelowej, bo są mniej wymagający, jeśli chodzi o płace i bardziej skłonni dostosowywać się do oczekiwań pracodawcy. Stanowią też coraz poważniejszą konkurencję, jeśli chodzi o stanowiska w korporacjach. Jedna z naszych studentek startowała w takiej rekrutacji. Przeszła do ostatniego etapu wraz z kilkoma osobami z Ukrainy. Ostatecznie pracę dostał jeden z ukraińskich konkurentów. Na pytanie dlaczego nie została przyjęta, rekruter odpowiedział, że za słabo zna język rosyjski. Z punktu widzenia firmy był to bonus. Pozostałe umiejętności, a także znajomość zachodnich języków obcych, są porównywalne z tym, co reprezentują nasi studenci i absolwenci.

Nie ma powodów, by w Wielkopolsce płace wyraźnie wzrosły [ROZMOWA]

Czy powrót do niższego wieku emerytalnego wpłynie na rynek pracy? Może groźba odejścia sporych grup starszych pracowników skłoni do podnoszenia płac?

Scenariuszy może być wiele, w zależności od branży. W niektórych pracodawcy będą woleli, by doświadczeni pracownicy pozostali na swoich stanowiskach, w innych może się zdarzyć, że będą wywierali presję na przechodzenie na emeryturę i wymieniali kadrę na młodszą. Dziś trudno o tym dywagować. Jestem natomiast pewna, że nowe przepisy odnośnie wieku emerytalnego nie wpłyną na wzrost płac. Prawdopodobnie, żeby utrzymać cały system świadczeń socjalnych. będziemy musieli z jednej strony dbać o dyscyplinę fiskalną i być może podnosić podatki lub je restrukturyzować.

I niż demograficzny także nie będzie czynnikiem stymulującym podnoszenie płac?

W najbliższych latach będziemy borykali się z jednej strony ze skutkami niżu demograficznego, z drugiej strony zaś coraz silniej będziemy mieli do czynienia z efektami cyfryzacji. Hale fabryczne będą coraz bardziej pustoszały, stanowisk pracy będzie ubywało. Więc na podwyżki nie ma co liczyć. Trzeba jednak podkreślić, że obecnie płace w Wielkopolsce, podobnie jak w całym kraju, rosną. Tyle że nieco wolniej niż cała gospodarka. I nie ma przesłanek, żeby w najbliższych latach to się zmieniło.

Monika Kaczyńska

Dziennikarka, redaktorka Przez ponad dwie dekady pracy w Polskapress publikowałam na wszystkich stronach (łącznie ze sportowymi). Od początku swojej kariery buduję, remontuję, urządzam i jestem w tym prawie tak dobra, jak pewna znana sieciówka. Nie obce są mi problemy gospodarki (także rolnictwa) i przyrody. Gdy zmęczą mnie dane i liczby – przyglądam się ludziom. Po godzinach – robię właściwie to samo, z tą różnicą, że zamiast pisać – czytam. I rozpieszczam kota.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.